Miłujcie się tak… jak Ja was umiłowałem – 18.05.2025
Mili Państwo.
Dzisiejszy fragment Ewangelii zaczyna się dość dramatycznie, w momencie gdy Judasz wyszedł. I wtedy to Jezus wyraża swoją ostatnią wolę; nie naukę, nie nakaz, ale przykazanie miłości. Nie mówi o strategii przetrwania, nie nawołuje do obrony. Mówi: „Miłujcie się tak… jak Ja was umiłowałem.”
Czyli jak? On kocha także tych, którzy Go opuszczają. Kocha aż po śmierć. Kocha nie dlatego, że ktoś na to zasłużył, ale dlatego, że taka jest Jego natura. I tego też oczekuje od nas. ks. Piotr Pawlukiewicz powiedział kiedyś: „Chrześcijanin to nie ten, kto umie mówić
o Bogu, ale ten, kto potrafi kochać, kiedy już naprawdę nie ma na to siły.”
Jezus nie głosi miłości w abstrakcji, kiedy wszystko się układa i są koło Niego tłumy, ale
w kontekście najgłębszego rozczarowania. Bp Grzegorz Ryś mówił, że „ …najbardziej prawdziwa miłość objawia się nie wtedy, kiedy jest łatwo kochać, ale wtedy, gdy po ludzku już nie ma za co kochać.”
Zdrada – to dramatyczne tło nadaje przykazaniu miłości szczególną wagę.
Jezus mówi uczniom: „Po tym wszyscy poznają, że jesteście uczniami moimi — jeśli będziecie się wzajemnie miłowali.” To jedno zdanie zawiera sens chrześcijańskiego życia.
A jednocześnie to jedno z najtrudniejszych wezwań, zwłaszcza dla nas żyjących w ciągłym biegu: praca, dom, szkoła, dzieci, raty, korki, zmęczenie, obowiązki. W tym zgiełku łatwo
o pośpiech, frustrację, samotność. A Jezus mówi: „Miłujcie się”.
Miłość chrześcijańska nie pojawi się w reklamach i na billboardach. Objawi się
w prostych, codziennych gestach. Kiedy nie odgryzam się koledze z pracy mimo, że zasłużył; kiedy po ciężkim dniu usiądę z dzieckiem i posłucham, jak minął mu dzień; kiedy cierpliwie znoszę współmałżonka, zamiast upominać i krytykować; kiedy kogoś przepuszczę w kolejce albo ustąpię miejsca, mimo że sam ledwo stoję; kiedy zamilknę w internecie, zamiast dołożyć komuś swoim komentarzem. To nie są wcale wielkie czyny. Franciszek zdefiniował to tak: „Miłość chrześcijańska to codzienne gesty. To spojrzenie, uścisk, dobre słowo. Miłość nie musi być wielka – wystarczy, że jest prawdziwa.”
Dziś wielu z nas nie chce Kościoła, bo widzi w nim już tylko instytucję. A Kościół to nie budynek. To przede wszystkim ludzie, którzy wzajemnie się miłują. Świat nie uwierzy Ewangelii, jeśli nie zobaczy, że to nasz styl życia. Timothy Radcliffe powie to tak: „Kościół może głosić dogmaty, mieć piękną liturgię, ale jeśli nie jest wspólnotą miłości, przestaje być Kościołem Chrystusa.”
Jezus nie powiedział, że poznają nas po różańcu, krzyżyku, znajomości Biblii. Powiedział, że „po tym poznają, żeście uczniami moimi… jeśli będziecie się wzajemnie miłowali.”
Miłość wzajemna to traktować bliźniego jak brata, nie rywala. To być chrześcijaninem nie tylko w kościele, ale w windzie, w sklepie, przez wpis pod postem. Miłość to konkretny czyn. A po czym poznają nas dziś? Po miłości wzajemnej czy zazdrości wzajemnej?
Felieton dla TVP3 Katowice – 18.05.2025 – J13,31-33a.34-35
Moje owce słuchają mego głosu … – 11.05.2025
Szanowni Państwo.
To chyba jeden z najkrótszych kawałków Ewangelii, jakie słyszmy w czasie niedzielnej Liturgii, ledwo cztery wersety.
Słysząc dziś to porównanie siebie do owcy możemy poczuć się trochę nieswojo, bo owce
z inteligencją raczej się nie kojarzą, a w Biblii owca to ktoś zależny, potrzebujący prowadzenia i ochrony. Być owcą to zgodzić się, że nie jestem samowystarczalny, że potrzebuję przewodnika.
Biblijny obraz pasterza i owiec symbolizuje zupełnie inną relację, bliską i osobistą. Owce rozpoznają głos swojego pasterza i podążają za nim, co oznacza zaufanie i zgodę na poprowadzenie.
A pasterz w Biblii to jeden z najpiękniejszych obrazów Pana Boga. Już w Starym Testamencie Pan Bóg przedstawiany jest jako Dobry Pasterz, który prowadzi, troszczy się, chroni. Ezechiel mówi: „Bóg zapowiada, że sam zajmie się swoimi owcami, bo ludzcy pasterze (przywódcy) zawiedli”, a psalm 23 dodaje: „Pan jest moim pasterzem, niczego mi nie braknie…”
W tym dzisiejszym fragmencie Ewangelii Jezus przypomina nam coś niezwykle prostego,
a zarazem bardzo głębokiego: relację między Nim a nami. On nie mówi o systemie religijnym, nie wymienia zasad, nie opisuje rytuałów. Mówi: „Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną.” To słowa o miłości, zaufaniu i bliskości. O tym, co znaczy być chrześcijaninem nie tylko z nazwy, ale naprawdę – to kochać, ufać i być blisko.
W dzisiejszym świecie codziennie słyszymy tysiące głosów: znajomych, reklam, polityków, na TikTok i YouTube. Każdy tam coś mówi: „bądź lepszy”, „bądź piękniejsza”, „zarabiaj więcej”, „nie daj się”. A pośród tego szumu Jezus też coś mówi, tylko cicho, nie narzucając się.
Tylko czy ja Go słyszę ? On nie będzie się dobijał na mój telefon, czy maila, jeśli sam nie dam mu miejsca.
Jak więc rozpoznać ten głos? A to wcale nie jest głos z nieba. Jego głos to Pismo Święte, czasem wystarczy jedno zdanie, żeby zmienić swoje myślenie; to sumienie, które czasem zakłuje, zanim zrobisz coś głupiego; to Kościół, czasem kazanie, spowiedź, adoracja,
a czasem… przyjaciel, który powie ci trudną prawdę. Najczęściej jednak cisza. Może dlatego jest tak zagłuszana, żeby Go nie usłyszeć ?
Pójść za Jezusem nie znaczy tylko „wierzyć, że istnieje”. To znaczy żyć inaczej. Mieć kręgosłup, serce i czas na dobro.
Innymi słowy, nie śmiej się z innych, tylko dlatego, że inni się z nich śmieją. Nie szukaj swojej wartości tylko w wyglądzie. Zamiast przewijać zawartość różnych ekranów zatrzymaj się i zapytaj: ciekawe co Pan Bóg na to ? To nie będzie łatwe, ale warto. Pan Jezus mówi dziś, wiem, kim jesteś i takim Cię kocham. Wśród miliona dźwięków słuchaj mnie i idź za Mną nawet jeśli nie wszyscy to rozumieją i akceptują. Wtedy będziesz naprawdę wolny. I nikt, żaden hejt, żaden lęk, żadna porażka nie wyrwie Cię z Jego ręki.
Felieton dla TVP3 Katowice – 11.05.2025 – J 10,27-30